Zośka. Przepustka do szczęścia” pióra Anny Stryjewskiej, kontynuacja powieści „Zośka. Dopóki biło serce”, ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina 3 lutego 2021 r.
To inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść o dziewczynie z niewielkiej polskiej wsi, która wbrew wszystkiemu i wszystkim podążyła za swoimi marzeniami. Tłem tej poruszającej historii jest Łódź na przełomie lat 60. i 70.
Jest schyłek lat 60. Łódź. Dziewczyny noszą mini, w radiu grają big bit, na ulice wyjechał pierwszy fiat 125p, a studenci protestują na ulicach miast. Zośka uczy się, pracuje i dzięki wsparciu przyjaciółki dąży do spełnienia marzeń o projektowaniu mody.
Tymczasem w jej życiu pojawia się Szymon - dojrzały mężczyzna
z przeszłością. Łączy ich namiętna miłość, która nie robi sobie nic ze zdrowego rozsądku, religijnych przykazań i społecznych konwenansów. Czy okaże się ona przepustką do szczęścia, czy też zmusi ją do kolejnej ucieczki?
Anna Stryjewska w „Zośka. Przepustka do szczęścia” pięknie opowiada o przeobrażaniu się bohaterki z zahukanej, choć pełnej marzeń dziewczyny w świadomą siebie kobietę. Równocześnie jednak z dbałością o szczegóły kreśli codzienne życie w komunistycznej Polsce Gomułki i pierwszych lat rządów Gierka. Przenosi do świata, który przeminął. Pozostały wspomnienia, śladem których mogą wędrować ulicami Łodzi czytelnicy.
„Zośka. Przepustka do szczęścia” to kolejna po - "Mistrzowie życia", "Pocałunek morza", "Kochankowie miasta", "Chłopiec z ulicy Wschodniej i "Zośka. Dopóki biło serce" – książka Anny Stryjewskiej, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina. Powieść jest dostępna w internetowych i stacjonarnych księgarniach w całej Polsce. Premiera 3 lutego 2021 r.
FRAGMENTY
I
Zośka od dawna chłonęła prawdę o przemocy, inwigilacji, ograniczeniu swobód obywatelskich, dlatego teraz brała czynny udział w tych akcjach, rozwieszała plakaty i głosiła hasła typu: „Prasa kłamie”, „Wolność i demokracja”, „Precz z cenzurą!”. To Wojtek zaszczepił w niej ducha wolności. Potrafił zjednywać sobie ludzi, a jego głos działał jak magnes. Było coś jeszcze – jego ojca, byłego żołnierza AK w stopniu pułkownika, komuniści skazali na śmierć, a najbliższą rodzinę pozbawili praw i majątku. To właśnie ten chłopak otworzył jej oczy na rzeczywistość, o której nie miała pojęcia, jak również czym naprawdę jest władza ludowa. Wojtek budził w niej podziw, ale to niestety Ada zdobyła jego pokaleczone serce.
Ta dziewczyna nie pasowała do ich paczki jako córka wysoko postawionego partyjnego urzędnika. Była niezwykle atrakcyjna: wysoka, szczupła, miała czarne, krótko przycięte włosy nad karkiem i twarz anioła z pięknymi oczami. I zarozumiała. Nic dziwnego, że Wojtek stracił dla niej głowę. Tylko raz zajrzał w te jej ogromne, niemal granatowe oczy i przepadł. Tak zostali parą. Trwało to już trzy lata. Ada wspierała go w działaniach i miała zawsze dużo do powiedzenia, co Zośkę od początku irytowało.
Łatwo się wymądrzać i brać aktywny udział w zebraniach, głosić wywrotowe dla partii rządzącej hasła i idee, gdy rodzice zapewniają dostatnie życie, a w razie kłopotów protekcję – myślała rozgoryczona. Ona od początku musiała o wszystko walczyć sama, harować od świtu do nocy, aby móc sobie pozwolić na zakup czegokolwiek, mieć na jedzenie i inne wydatki. Tymczasem Ada afiszowała się wciąż nowymi ciuchami przywiezionymi z Zachodu, a w jej domu zatrudniona była gosposia i sprzątaczka.
Wojtek nie pasował do niej nie tylko z powodu różnic klasowych. Jego matka – wykształcona, twarda kobieta – została zmuszona do pracy w fabryce w przędzalni na trzy zmiany. System zrobił z niej uległego robotnika, pozbawił godności, ale nie dumy. Jeszcze jej nie złamał, póki miała syna, póki miała w co wierzyć. Wojtek zatrudnił się w fabryce jako magazynier. W ten sposób chciał ulżyć matce. Mieszkali kątem u ciotki. Aby się dostać na studia, załatwił sobie lewe papiery. Musiał wyprzeć się swoich więzów krwi, aby coś w życiu osiągnąć. Namówiła go do tego matka. Ona jedna wiedziała, że tylko w ten sposób pomści kiedyś śmierć ojca. Nie był Wojtkiem Gołębiewskim, a Wojtkiem Gołębiowskim, ciągle jednak tym samym chłopakiem, który potrafi zarazić każdego swoimi ideami.
Ada pochodziła z innego świata. Mogła w każdej chwili go zdradzić, wycofać się, a jednak Zośka z ukłuciem zazdrości patrzyła na uczucie, które kiedyś wybuchło i wciąż trwało z taką samą siłą jak na początku.
Stłoczeni byli akurat w ciasnym pokoju akademika, kiedy kolejny raz Gołębiowski ich instruował. Jego wierni druhowie – Waldek, Mirek i Paweł – stali obok i wsłuchiwali się zachłannie w te gorące nawoływania. Dziewczyny również. Jak zwykle unosiły się w powietrzu kłęby dymu z papierosów, a popielnica kipiała od niedopałków. Muzyka tym razem nie grała. Słychać było tylko głos rozgorączkowanego chłopaka.
– Zbieramy się o dziesiątej rano przed biblioteką uniwersytecką, tam odczytamy rezolucję, odśpiewamy hymn, a następnie przemaszerujemy do placu Wolności. Będziemy trzymać się blisko siebie i krzyczeć głośno wolnościowe hasła. Nie pozwolimy się stłamsić, nie pozwolimy sobie zamknąć ust – powtarzał po raz kolejny.
Zośka z Janką były już zmęczone. Cały dzień roznosiły ulotki po szkole i obwieszały ściany plakatami informującymi o planowanym proteście, w którym mieli wziąć udział nie tylko studenci, ale także uczniowie szkół średnich. Oparte o framugę drzwi słuchały jednak, przepełnione z jednej strony euforią, a z drugiej – ogromnym strachem. Ich serca biły mocno, ożywione nadchodzącymi wydarzeniami.
II
Na drewnianej, pokrytej lakierem ławie stał szampan, dwa kieliszki na długich nóżkach oraz kawior.
– Jadłaś już kiedyś kawior? – spytał, otwierając butelkę.
Korek wystrzelił, a spienione bąbelki napełniły szkło.
– Nie, nigdy – odparła cicho. – Nie stać mnie było na takie luksusy.
– Nie bądź taka, złośnico! To prezent od mojego znajomego ze Związku Radzieckiego! – roześmiał się, trącając jej kieliszek swoim. – Zawsze przywozi mi puszkę dobrego kawioru i koniak. – A wiesz, co to jest?
W odpowiedzi przecząco pokręciła głową i jednocześnie zalała się rumieńcem.
– To rybia ikra, jajeczka, inaczej mówiąc. Jest to ulubiony smakołyk Rosjan. A dziś mamy przecież co świętować. Będziesz wreszcie mogła brać udział w tworzeniu kolekcji. Czyż to nie jest sukces?
– Sukces? – powtórzyła. – A nie protekcja? – Wzięła do ust maleńką kromkę chleba posmarowaną przysmakiem. Ugryzła i skrzywiła się nieznacznie. – Słone! – stwierdziła. – Co w tym dobrego?
Roześmiał się i natychmiast zripostował:
– Nazywaj to, jak chcesz. Jesteś utalentowana. Zasłużyłaś na to.
– Oby tak było… – westchnęła i zamyśliła się. – Myślałam, że koleżanki mnie zjedzą, kiedy się dowiedziały. Pewnie się czegoś domyślają. Trochę mnie to martwi. Najpierw gratulowały, ale sądząc po ich minach… Cóż… Łatwo się było domyślić.
– A czego się spodziewałaś? Ludzie z zasady bywają zazdrośni. Nie lubią, kiedy ktoś ich wyprzedza. A tobie się to udało.
– Zastanawiam się dlaczego? – zapytała z ironią.
– Nie zastanawiaj się, walcz dalej! Jesteś już tak blisko celu. Musisz teraz tylko udowodnić innym, że jesteś najlepsza. To wszystko.
– Tylko? – powtórzyła i upiła kolejny łyk szampana. Poczuła przyjemne ciepło dryfujące w żyłach, policzki jej się zaczerwieniły, oczy zaszkliły od natłoku wrażeń.
– Dasz radę – powiedział, patrząc jej w oczy.
– Dziękuję. – Wyciągnęła rękę w jego stronę.
– Nareszcie! – Uśmiechnął się. – Myślałem już, że tego słowa nigdy z twoich ust nie usłyszę.
– A widzisz? – rzuciła zadowolona. – Chodź ze mną!
Wieczór rozgościł się za oknem i zalał mrokiem skwerek pod blokami oraz okoliczne alejki. Nad dachami budynków wisiał rozdęty księżyc, a towarzyszyły mu liczne gwiazdy ułożone w tajemnicze znaki i konstelacje. W pokoju paliła się tylko nocna lampka z koronkowym abażurem rozpraszającym światło.
Zapach świeżych goździków, które jej wręczył tego dnia, stawał się coraz intensywniejszy, mieszał się z lekkim, kojącym powiewem chłodu.
Wyszli na balkon, trzymając w ręku kieliszki. Gwiazdy mrugały nad ich głowami, a roziskrzone ich blaskiem niebo krzyczało radością. Z winylowego krążka popłynął popularny szlagier Czerwonych Gitar.
Chciała mu powiedzieć, jak bardzo czuje się szczęśliwa, ale tylko otoczyła go ramionami i przytuliła do siebie. Silne wzruszenie odebrało jej głos. Objęci mocno, kołysali się w rytm muzyki, myśląc o tym, że jeszcze tak niedawno ich bycie razem wydawało się niemożliwe.
– Nie chcę, aby ten wieczór się zakończył – szepnął jej niespodziewanie do ucha. – A ty?
– Ja też nie – odparła cicho.
– Zawsze będę przy tobie, pamiętaj o tym – dodał, muskając wargami jej usta. – I nie wierz nikomu, kto będzie próbował nas rozdzielić i mówić, że będzie inaczej.
Nagle zrozumiała. Dotarła do niej przykra rzeczywistość, którą wypierała ze świadomości z całych sił. Przecież Szymon miał żonę. Dlaczego całkowicie o tym zapomniała? Kim była ta kobieta? Czemu wcześniej o tym nie pomyślała, tylko teraz, kiedy uczucie przybrało taki rozmiar? Nie chciała go stracić, o nie. Postanowiła o niego walczyć bez względu na wszystko, bo to właśnie na niego czekała całe życie.
Seweryn Krajewski śpiewał o smutnych oczach, o tęsknocie za piękną dziewczyną. Jego głęboki głos budził nostalgię za czymś nieuchwytnym. Wtuliła się mocniej w ramiona Szymona.
Bądź ze mną na zawsze, ukochany – zakwiliło jej serce, ale nie odważyła się powiedzieć tego głośno.
III
Zosia powiodła wzrokiem po wybiegu aż do tajemniczego przejścia. Znała ten widok, był jej tak bliski, że aż zatkało ją w piersiach. Oczami wyobraźni i każdą najdrobniejszą tkanką ciała czuła to uniesienie, tę gorączkę, podniosłą atmosferę panującą za kulisami, gdzie przygotowywały się teraz modelki. Tak bardzo chciała tam być, ale Błońska nawet nie zaproponowała pracownicy wygodnego krzesła, a co dopiero roli asystentki. Kilka osób nerwowo kręciło się w tle, próbując ustawić sprzęty do fotografowania, stoły, dekoracje, tace z zakąskami, kieliszki.
Tymczasem wspięły się na stopień tuż przy wejściu na klatkę, skąd miały niezły punkt obserwacyjny. To Mańka wywalczyła to miejsce, pchając się do przodu i nie bacząc na protesty innych. Torowała Zośce szlak, uważając na to, aby koleżance nie stała się krzywda. W jej stanie należało być ostrożnym.
– Dzięki, Marysiu! – rzuciła zasapana, kiedy już ulokowały się w miarę wygodnie. – Mam nadzieję, że nie padnę tutaj z braku powietrza.
– W razie czego masz mnie! Wołaj głośno, gdyby coś było nie tak! – wydarła się, próbując przebić głos przez panujący wokół harmider.
Jakiś czas później gwar ucichł i na podest wyszła elegancko ubrana kobieta, trzymając w ręku mikrofon. Jej dźwięczny, wyraźny głos zapowiadający kolekcje popłynął po piętrze i wprowadził tłum gapiów w oczekujący nastrój. Rozległy się brawa, popłynęły pierwsze takty muzyki, a wraz z nimi na wybiegu zaczęły pojawiać się modelki. Poruszały się zgrabnie, sunąc na wysokich obcasach i prezentując po kolei suknie wieczorowe. Błyszczały brokaty, skrzyły się złotem i srebrem, ożywiając sprawdzone, klasyczne kolory. Najczęściej była to czerń i czerwień. Zdarzały się jednak kreacje w błękicie, lekkim różu czy bladej zieleni. Wszystkie kroje były odważne, odsłaniały zgrabne plecy kobiet, linię ramion, podkreślały biodra i talię.
– Ale czad! – zachwyciła się Mania, kołysząc się w rytm muzyki. – O! Widzę twoje projekty! Niektóre z nich poznaję! – zawołała głośno.
– Wszystkie są moje – odpowiedziała Zośka, nie kryjąc dumy i zachwytu. Musiała przyznać, że na modelkach te stroje prezentowały się niezwykle.
– Wszystkie? – zdumiała się koleżanka. – Jak to wszystkie? – nie dowierzała.
Nagle ucichło i na podniesieniu ukazała się Błońska w całej okazałości. Miała na sobie jasnobłękitną suknię ozdobioną cekinami, z głębokim wycięciem z tyłu, otulającą miękko jej zgrabną, ponętną sylwetkę. Włosy miała jak zawsze perfekcyjnie ułożone, do tego maskujący niedoskonałości cery makijaż.
Rozległy się brawa, siedzący na krzesłach wstali. Z tłumu wyrwał się jakiś chłopiec z bukietem kwiatów.
– Oto twórczyni tej niezwykłej kolekcji! – rozległ się głos z megafonu, a potem zza zielonej kotary wybiegły modelki, by ostatni raz zaprezentować stroje.
– Ani słowa o tobie… – Zszokowana Mańka zakryła dłonią usta. – Jak tak można?
Zośka opuściła głowę i pogładziła zaokrąglony brzuch.
– Jak widzisz, można – odparła, tłumiąc w sobie gorycz.
Nie spodziewała się, że Błońska przypisze sobie wszystkie zasługi. Stworzyła te stroje od A do Z. Sama od początku do końca.
– Chodźmy stąd! – rzuciła w jej stronę niecierpliwie.
– Teraz? A poczęstunek? Zaczekaj chwilę! – zaprotestowała dziewczyna.
– To ja poczekam na zewnątrz – odparła pośpiesznie Zocha, kierując się do wyjścia i próbując przebić przez zalegający w tym miejscu tłum gapiów. – Nie mogę tu zostać dłużej, duszno mi – skłamała.
– Zaraz do ciebie przyjdę! – obiecała Mańka. – Zaczekaj na zewnątrz!
– Dobrze, niech tak będzie. Nie musisz się spieszyć – rzuciła przez ramię, po czym wkręciła się w czeredę ludzi, uśmiechając się przez łzy.